SEKRET
Mamusiu powiem Ci sekret do uszka…
Wiem, że nic nie wiem i wiem, że wszystko wiem.
Ja naprawdę nic nie wiem i naprawdę wszystko wiem.
Róża, lat 5
Filozoficzna wiedza nieskarzonych szkołą dzieci bywa zaskakująca. Zanim wtłoczymy je w puszki systemu edukacyjnego potrafią przekazać nam prawdy w czystej postaci. Ich sumienie niezakłócone strofowaniem rodziców i zajęciami z przedmiotów religiopodobnych samo wychyla się spod zmarszczonego czoła, po wcześniejszym sprzedaniu kopniaka młodszemu rodzeństwu, lub przeciwnie, siedzi cicho jeśli ten kopniak był jak najbardziej zasłużony.
Dopiero my, swoją wszechobecną zupełnie nieracjonalną pseudologiką wykrzywiamy dziecku pojęcie moralności mówiąc:
„Przeproś, nie wolno, on jest młodszy, wiem, że to było Twoje no ale wiesz.. jesteś starsza.. oddaj mu to..”
W ten właśnie sposób łamiemy maluchom im moralne kręgosłupy i wprowadzamy w labirynt pseudoetycznych reguł stosowanych w świecie dorosłych, w którym to labiryncie sami nie jesteśmy w stanie się połapać, a co za tym idzie zgłębiamy tony psychologicznych parapodręczników, mających nam powiedzieć czy iść w prawo czy w lewo. Dzieci z reguły doskonale znają swój kierunek, dopóty, dopóki nie zaczną ukierunkowywać ich dorośli.
Jak zachować w dziecku moralny azymut, ambiwalentność i wiarę w siebie?
Kiedy myślę o swoim dzieciństwie widzę jak w niemal karykaturalny sposób radosnemu pełnemu energii i rozgadanemu dziecku zakneblowano usta, potem skrępowano energiczne ruchy, aby w końcu zamknąć je w klatce niemożności. Oczywiście nikt nie zrobił tego celowo. Dorośli kierowali się jedynie dekalogiem p.t. „ co dziecko powinno, a czego powinno”. A ponieważ dziecko było nad wyraz inteligentne i chłonne, chłonęło wszelkie nakazy i zakazy i wyginało swoje elastyczne dziecięce ciałko tak, aby dało się skrępować w niewygodnej klatce. Z klatki teoretycznie można wyjść, ale pewne fizyczne i psychiczne deformacją już ze mną pozostaną.
Być może całą energię jaką poświęcamy ucząc dzieci jak przystosować się do społecznych klatek, powinniśmy przekierunkować na siebie , aby z uwolnić się z naszej uszytej na miarę celi zanim zaczniemy wychowywać inne ludzkie istoty. Bo jak uczyć kogokolwiek życia, którego samemu się nie zna?
Nauczmy się znowu być dziećmi, dla których wolność nie jest tylko ideą ale stanem, w którym trwają. Dla których miłość bezwarunkowa, radość, działanie i ruch to codzienność a nie zlepek idei wyczytanych z poradnika pt. „Sposób na szczęście”. Uczmy się od naszych dzieci jak być, jak żyć, jak cieszyć się, jak jeść z umazaną buzią i jak porządnie rozdrapać bąble po komarach, żeby ‘’źlobiła się dziulka, ale to nić nie boli mamusiu, wciale..”
Niech ta pierwsza, porządnie rozdrapana krosta, Broń Boże nie zdezynfekowana żadnym sterylnym pisikadłem, będzie jak azymut na drodze do przeszłości, do odzyskania dawnych radości i smutków, dawnych marzeń i poczucia bezpieczeństwa. I nie uczmy dzieci dorosłości, sami jeszcze jej nie rozumiejąc. Po prostu dorastajmy razem. Mamy dużą szansę , że tym razem nam się to wreszcie uda😊
Wiem, że nic nie wiem i wiem, że wszystko wiem.
20.09.2019 Dama na Wsi.