Bystre i skoncentrowane oczy Ryana bacznie obserwowały przesuwające się na kredowobiałej ścianie slajdy z najnowszej kampanii promocyjnej. Nazbyt rażąca kolorystyka odrywała uwagę widza od detali i Ryan zapisał tę bardzo istotna uwagę do
późniejszego skonsultowania z agencją medialną. Piękna anorektyczka uśmiechała się z końcowego ujęcia przypominając mu, że nie dzwonił jeszcze dzisiaj do Tiny, i że miał zarezerwować bilet na Dominikanę; taka weekendowa niespodzianka dla wyziębionego
Europą kociaka. Na myśl o swojej wspaniałomyślności sam do siebie się uśmiechnął i sięgnął po łyk wody mineralnej. Na biurku czekała na niego jeszcze sterta pism, jakieś niedokończone memo do pracowników i mrugały nieodsłuchane wiadomości:
-Cześć to ja Ron, może wyskoczymy dzisiaj na browara?
– Cześć, tu Nina, spotkaliśmy się wczoraj w barze, pamiętasz?
– Cześć kotku, tu Tina, doleciałam dziś do Frankfurtu i przez dwa dni będę z babcia i dziadkiem Johanem, zadzwoń kocurku
– Cześć tu Johny, przynieś na biurko te analizy jak wrócisz
Nikt więcej nie zadzwonił.
Nagle przypomniał sobie, że zostawił komórkę w na sali i w tym samym momencie usłyszał jej irytujący dzwonek
– Halo?
– Cześć tu Natasza, nie wiem czy mnie pamiętasz? … Nie, mam dzisiaj wolne….No nie chciałabym przeszkadzać… to może pod moją knajpą, może koło trzeciej bo ja jeszcze jestem w domu… Ale na pewno masz czas? Ok to do zobaczenia.
Twarz chłopaka wyrażała w tym samym momencie, radość, ekscytację, tryumf, niepokój i zaskoczenie. W przeciągu sekundy zapomniał o analizach dla Johnego, o telefonie do Tiny, i myślał tylko o tym co powie kiedy ją zobaczy i czy powinien jej zaproponować
od razu ponowne spotkanie, np. dzisiejszą kolację, czy może lepiej zaczekać. Tina wracała za półtora tygodnia więc czas naglił, ale z drugiej strony…co nagle to po diable…Ryan czuł się dziwnie podekscytowany tym nieplanowanym spotkaniem, zupełnie jak nastolatek, który wybiera się na pierwszą upragnioną randkę. Przez chwilę zastanawiał się jak ją rozpozna, bo przecież Natasza nie będzie miała na sobie uniformu z pracy. No właśnie, jak ona się ubiera? Czy zobaczy prowokacyjną i pewną siebie dojrzałą
kobietę czy może zwiewną delikatną dziewczynkę z sąsiedztwa? I jak ja weźmie za rękę, jak ją pocałuje, czy powinien od razu zaproponować alkohol? W głowie Ryana piętrzyły się praktyczne pytania, potrzeba dokładnych informacji pozwalających opracować odpowiednią taktykę. Taktykę, której zasady opanował już przecież do perfekcji.
Ostatnie spojrzenie w lustro utrzymało go w przekonaniu, że wygląda OK, zdjął jedynie zbyt zobowiązującą marynarkę, psiknął Hugo Bossem i już był gotowy do wyjścia na 5 Av. Aleja, która nigdy nie śpi pełna była o tej porze błąkających się turystów, nadzianych
pań domu polujących na najlepsze sayle, wreszcie pracowników służ miejskich naprawiających dziury w asfalcie, wymieniających lampy i i byczących się na koszt miejskiego budżetu. Ryan z zadowoleniem stwierdził, że powietrze było rześkie, prawie już jesienne, ulica nie śmierdziała ludzkim potem, a niepozbierane odpadki nie raziły już
tak bardzo swoim rozkładem. Był to więc niewątpliwie dobry dzień na spacer. Skręcając w 55 ulicę Ryan zwrócił uwagę na psa, którego tylne nogi opadały bezwładnie, ale za to miał zamocowane koła, pies na dwóch kołach spacerujący 55 ulica… Z całym współczuciem dla nieszczęśnika skojarzyło mu się to bardziej z jakąś hybryda rodem z
powieści Stephena Kinga, niż z geniuszem lokalnego wynalazcy. Ale momencik, oto następne widowisko! Oto zbliża się bardzo brzydka, bardzo chuda i w o wiele za krótkiej spódnicy starsza dama trzymająca przy sobie średniego wzrostu i średniej postury mężczyznę, w średnim wieku. Rozstaja przy drzwiach restauracji i ona daje mu przerysowany, jak ona sama, pocałunek na do widzenia. Jakże wzruszające! Pies na dwóch kołach i podstarzała anorektyczka w miniówce… to może zdarzyć się tylko w
Nowym Jorku.
16.06.2017 Dama na Wsi