EPIZOD 12 – RANDEZ VOUS
Natasza podniosła głowę znad poduszki. Szła dziś do pracy na drugą zmianę i miała do przewegetowania całe przedpołudnie błąkając się pomiędzy kuchnią, pokojem i łazienką. Takie samotne przedpołudnia w domu; bo tu Natasza zawsze była samotna, nawet a może zwłaszcza gdy Tomaszek zastygał w bezruchu przy kuchennym stole lub zasypiał nad laptopem; zmuszały ją niestety do podjęcia najmniejszych chociażby czynności. Zmuszały ją do powolniejszego niż zwykle wstawania, do sprawdzenia maili, które nie nadeszły, do przejścia do kuchni, łazienki, pokoju, kuchni, łazienki, pralni, pokoju, itd… aż do stacji metra. Przedpołudnia w domu zmuszały również do myślenia i dlatego Natasza nie lubiła ich najbardziej. Zmuszały do nie robienia planów, których i tak nie można by było zrealizować, do nie tęsknienia za kimś kto i tak nie zadzwoni, i wreszcie do niezauważania bezsensu jej obecnego niby związku tak jak i całego dotychczasowego życia. W dniu dzisiejszym Natasza postanowiła znowu nie myśleć, jak zwykle w środy, nie wspominać, nie planować i nie jeść śniadania, którego zresztą nie chciało jej się kupić. Pochylając się nad blatem kuchennym spojrzała od niechcenia w lusterko, po to tylko, żeby związać sobie włosy, Natasza nie lubiła przyglądać się własnemu odbiciu, które zdradzało wszystko to co chciała ukryć i o czym chciała zapomnieć.
W pochmurne i wietrzne przedpołudnia na Brooklynie ciężko znaleźć jakieś ekscytujące zajęcie, zwłaszcza jak ma się już za sobą wypicie życiodajnej kawy. Siedząc na tym samym codziennie stołku dziewczyna wpatrywała się w jedyne okno pustymi oczyma nie robiąc nic co mogłoby przyspieszyć upływ czasu, ale tez nic co mogłoby czas powstrzymać. W pustej zdawałoby się kuchni nigdy nie wydawało się pusto. Dobiegające odgłosy z sąsiednich mieszkań, wiatr obijający się o szyby i wreszcie…wszechobecny zapach przeszłości…wszechobecny zapach Aliny. To zadziwiające jak pełno było zahomikowanej Aliności w tym małym wydawałoby się prawie pustym apartamencie. Garnki śmiały się jeszcze dźwięcznym chichotem jakby ten schował się rok temu w szafce i nie dawał się pod żadnym pozorem wykurzyć. Talerze pachniały zeszłoroczną Wigilią i tegoroczna paschą, szafy pytały codziennie „gdzie jest Ala?” przy najdrobniejszym nawet uchyleniu drzwi. Dlatego właśnie Natasza upakowywała wszelki swój dobytek do jednej jedynej szafy, która wydawała się nie należeć do tamtej dziewczyny i nie wspominać jej delikatnych dłoni składających Tomaszkowe swetry ani ciepłego dotyku polerowania politury. Natasza nie chciała rozmawiać z zawiedzioną szafką kuchenna, stęsknionym kranem, od miesięcy nie włączanym telewizorem, zaciekniętymi kafelkami w łazience, i nie zamierzała nic nikomu ani niczemu tłumaczyć! Dlatego właśnie zwykła przechadzać się tak cichutko i bezszelestnie jak to tylko było możliwe, po swoim, aczkolwiek nieswoim mieszkaniu. W te powolne i bezczynne przedpołudnia zwykła się czasem zastanawiać, jak mógł wyglądać ten dom, gdy toczyło się w nim jeszcze życie. Widziała rozszczebiotana kobietę szykującą rybną polewkę, i radosnego Tomaszka, który całował ją zapewne na przywitanie. Wyobrażała sobie stół kuchenny zastawiony gorącymi pierogami i kuchnię pełną ciepła. Wtedy tez myślała, że skoro jej samej tak bardzo doskwiera martwota tego domu, jak bardzo musi ona doskwierać Tomaszowi….
W te powolne i bezczynne przedpołudnia Natasza skazana była na nieuchronne dociekania celowości trwania w jej pseudozwiązku, bardziej grobowcu po kobiecie, której nawet nie znała, niż jakimkolwiek damsko-męskim kontrakcie. W takie powolne bezczynne przedpołudnia samotność doskwierała jej jeszcze bardziej, bardziej niż zasypiając samotnie, choć przecież obok. W pamięci telefonu nie było nikogo, kto o tej porze miałby chwile czasu dla Nataszy. Byli znajomi, którzy właśnie stawiają talerze na stołach, znajomi, którzy sprzątają czyjeś łazienki, znajomi, którzy przekładają papierki z jednego biurka na drugie, ale nie było nikogo kto mógłby mieć dziś dla niej czas.
Jerry Scherman dom, last phone call received 12-08-2005, to ponad dwa tygodnie temu…. Bezcelowość zastanawiania się dlaczego Jerry nie dzwoni równała się bezcelowości zastanawiania się dlaczego miałby zadzwonić? Natasza, która pewnie nie zadzwoniłaby sama do siebie, nie powinna zapewne oczekiwać, że zechce poświęcić jej chwilę ktoś kto ma dziesięć tysięcy ważnych spraw na głowie, wartych setek tysięcy dolarów, co najmniej dziesięć kobiet w zasięgu ręki, telefonu, bądź maila, i dziesiątki ciekawszych zajęć niż rozmowa ze słabo władającą angielskim ukraińską barmanką. Nie wiedzieć czemu dziewczyna ciągle jednak czekała na cud, na telefon, który się nie odezwie, na e-mail, który nie będzie wysłany i na słowa, których nie usłyszy. Sytuacja była tym bardziej paradoksalna, iż Nataszka zdawała sobie sprawę z własnej irracjonalności, i znała na pamięć setki podobnych historii, i wiedziała że Królewicz nie ożeni się z kopciuszkiem, a Richard Gere nie pojedzie do Prietty Women. Natasza doskonale wiedziała, że to co jej się zdarzyło nazywa się romansem, a nie jak to błędnie zinterpretowała miłością, i że nie może obarczać Jerrego odpowiedzialnością za swoja własną naiwność i niedorozwój emocjonalny. Wiedziała,… a jednak codziennie sprawdzała telefon, który nie dzwonił, czytała listy, które nie nadchodziły, i toczyła setki wyimaginowanych debat, kłótni, przeprosin i wymówek.
Ryan, ten Irlandczyk! Ale co mu powie kiedy do niego zadzwoni? Pewnie nawet nie skojarzy jej imienia, będzie musiała mu tłumaczyć kim jest, a on będzie udawał, że ją rozpoznaje…., nie, to zupełnie bez sensu. Natasza zaczęła się jednak zastanawiać czy jest coś co mogłoby ich do siebie zbliżyć? Czy Ryan O’Connor i Natasza Labowa mogliby by w którymś z równoległych wszechświatów zostać przyjaciółmi a może nawet parą? Czy ona, Natasza Labova, mogłaby pójść z nim pod rękę na zakupy do Lord&Taylor i kupować niekoniecznie rzeczy z przeceny? Czy on Ryan O’Connor potrafiłby się uśmiechnąć na dźwięk jej głosu w słuchawce i czy oni razem mogliby kiedyś razem spacerować 5th Avenue. Doskonale wiedziała, że odpowiedź na te pytania brzmi nie, ale to nie pohamowało jej dalszych dociekań na temat życia Ryana. Czy jego dom, ten perfekcyjny apartament przy Park Avenue jej radosny i rozszczebiotany niegasnącym śmiechem Tiny, czy może to kolejny grobowiec? Czy kuchnia jest ciepła i pachnąca, czy może ogromna, głucha i pełna zbyt nowoczesnych i zbyt mało funkcjonalnych przyrządów, które nie wiadomo do czego służą? Czy łóżko Ryana i Tiny paruje temperaturą pościeli i zapachem perfum, czy w łazience można się rozebrać do naga i nie zmarznąć? Czy Ryan jest szczęśliwy?, a jeśli nie to czy potrafi sobie z tego zdawać sprawę?
– Cześć tu Natasza, nie wiem czy mnie.…
– Natasza!!! Wreszcie zadzwoniłaś! Jesteś w pracy? Nie? To może się spotkamy na lunch? Moglibyśmy potem pójść na spacer.. no wiesz w okolicy gdzieś po 5th Av. Masz chwilę? …….Oczywiście, że jestem wolny, to do zobaczenia!
28.04.2017 Dama na Wsi
P.S. Udanej Majówki!