EPIZOD 1 – 7 RANO
z cyklu Nowojoroczne Retrospektywy
LIŚNIK 7 rano
Obudziłabym się chętnie w Nowym Jorku. Spojrzałabym za okno, na nic do zobaczenia i zatonęłabym w morzu hałasu i przenikliwych syren. Obudziłabym się chętnie w Nowym Jorku, zjadłabym Vegi burgera na śniadanie i poszłabym na lody do Central Parku, snułabym się tymi samymi i nie tymi samymi ścieżkami żeby w końcu zatrzymać się przy Boathouse i stwierdzić ponownie, że mnie nie stać, że znowu się dziś nie napiję tam piwa; i zaczęłoby się już ściemniać kiedy znowu weszłabym do McDonalda na piątej avenue. Może sama a może z tym samym, a może z innym, i pewnie byłoby tam pusto jak zwykle, a na ścianie wisiałby ten sam absurdalny napis „czas konsumpcji wynosi 20 minut”.
Obudziłam się o 7 rano w Liśniku, przejmujący głos kocicy zza drzwi zerwał mnie z łóżka. Kocica teraz śpi, a ja…. Zeszłam na śniadanie całkowicie organic choć, zupełnie bez atestu, takie co w Nowym Jorku kosztowałoby fortunę, a tu rośnie za stodołą. Umyłam podłogi i starłam kurze, chociaż niedziela. Zrobiłam pierwszą kawę z lodami niewiadomego pochodzenia, choć poniekąd wiadomo, że z zamrażarki. Siąpi deszcz i od wiatru gną się topole, ptak kwili za oknem, sprzedawca lodów przejeżdża jak co tydzień i słychać tę samą charakterystyczną melodyjkę, taką samą tu, taką samą tam , a ja jak zwykle się spóźniam.
Na wersalce rozłożona mapa miasta, które ma być moim kolejnym przystankiem, słyszę odgłos otwieranego piwa i instynktownie czuję, że znowu zaświeci słońce; choć już nie tak mocno jak na wschodnim wybrzeżu gdzie za oknem …gwarno i tłoczno, meksykańska parada niesie obraz Matki Boskiej, murzyni z MPK zbierają śmieci, schizofreniczka z dołu śpiewa na klatce a chłopak przynosi mi do łóżka pierwszą kawę. Przecieram oczy, powoli podnoszę głowę i wypijam pierwszego łyka, moje uszy przerzyna dźwięk ulicy, po pościeli spaceruje karaluch a ja myślę …”obudziłabym się chętnie w Liśniku”…