EPIZOD 9 – GEORGE Z 59-ej
–Mam na imię Goerge i jestem bezdomny. Jeśli ty tego nie masz doskonale cię rozumiem bo ja też tego nie mam. Ale jeśli masz kilka centów, kanapkę lub coś do picia, będę wdzięczny za wszelką pomoc. Georgie przechodził od pasażera do pasażera z wyciągniętą czapkę i proszącym grymasem zarośniętej twarzy. Przemierzał tę sama trasę komunikacyjną kilka razy dziennie. Zwykle zbierał dość pokaźną sumkę, i choć nosił stare cuchnące ubrania oraz sypiał niezmiennie w tym samym kartonie nie zdziwiłabym się gdyby jego dniówka przekraczała moją. Pomimo to jego dobrotliwe oczy i rozbrajająca szczerość zawsze wyciągały ode mnie dolara lub dwa na lepsze jutro dla Georga a może dla siebie samej… bo czy ktokolwiek z nas wie gdzie jutro przyjdzie mu mieszkać?…
George zamieszkiwał na 59 ulicy, a raczej pod nią. Otoczony stertą starych ubrań, kartonowymi pudłami i Bóg wie czym jeszcze był powszechnie znany codziennym przesiadkowiczom, pracownikom metra i straży miejskiej. Dobrotliwy i nieuciążliwy Georgie mógł zostać przyjacielem dla każdego za cenę góra jednego dolara, kanapki lub bajgla. Chodząca antyreklama kapitalizmu wyraźnie nie przejmowała się jednak zajmowaną a raczej nie zajmowaną pozycją społeczną, brakiem nowego samochodu, żony i kochanki. George miał za przyjaciela szczury, jadał to czego nie chcieli zjeść inni, a kochał te rzadkie chwile kiedy pociąg wyjeżdżał na powierzchnię i dane mu było spojrzeć na słońce od nierażącej strony. Co miał jednak na myśli schorowany kloszard mówiąc o tym czymś, czego nie miał? Czy był to dom, telewizor, karta kredytowa, czy wreszcie kawałek nieba? A może raczej chodziło mu o współczucie, empatię i troskę o drugiego człowieka? Jeśli ty tego nie masz….rozumiem, ale jeśli masz kilka centów, kanapkę….. Georgie wiedział coś o czym my zapominamy, mianowicie, że aby móc się czymś podzielić, nie tylko trzeba mieć czym, ale przede wszystkim trzeba chcieć. Dzielić bowiem można się wszystkim, dobrym słowem, radością, smutkiem, nieszczęściem i weselem, kanapką i samochodem. Każdy z nas ma coś do podzielenia i kogoś do obdzielenia, ale gdyby nie niepozorny żebrak pod kościołem czy kloszard w central parku, pewnie nikt nigdy nie byłby w stanie nas tego nauczyć.
Wysiadając na stacji zerknęłam jeszcze na telefon, który znów nie zdążył zadzwonić, kupiłam bułkę chleba nie chleba w indyjskim Deli i pogłaskałam przypadkowo napotkanego kota. Ciężkie wilgocią powietrze pokrywało zielone yardy i świątki ustawiane w ogródkach. Wystawione kanapy i zniszczone meble czekały na poranną śmieciarkę. Nie śpiewały cykady ani nie szczekały psy. Życie rodem z hollywoodzkiej scenografii, jakby dźwięki miały być dodane dopiero po zakończeniu zdjęć. Tyle, że tu życie zatrzymane jest w jednym kadrze.
06.02.2017 Dama na Wsi