PIERWSZA PORANNA KAWA
Jest 6:00 rankiem kiedy wpółprzytomna, pochylona nad czajnikiem, robię małemu pierwsze mleko. Jego żołądek już przyjmuje płyny, ale dla mojego jest o niebo za wcześnie na pierwszą kawę. W końcu dzisiaj sobota. Trzeba się porządnie wyspać i zjeść śniadanie. Wracam pod ciepłą kołderkę i przytulam się do wymiętolonej, nie wiem już czyjej, poduszki.
Około 9:00 wstajemy szturmem, cała rodzina. Dziewczyny wchodzą do naszego „dużego łóżka”, Kuba wskakuje na nie, i wszyscy naraz wołają:
-Mleczko! Mleczko!
10:00 jesteśmy ubrani i w miarę ogarnięci i w miarę zaczynający śniadanie, tj. parówki.
– Ale ja nie lubię!
– Mama piciu!
– Mama kupa, duża kupa!
Godzina 11:00, teoretycznie mogłabym wypić pierwszą już nie do końca poranną kawę, gdyby nie to, że lepiej wcześniej wstawić pranie, żeby się już prało i podlać storczyki, żeby już ciągnęły wodę.
12:00, no nie bez sensu teraz pic kawę, jak jest fajne słońce. Trzeba zabrać dzieciaki na dwór i pobiegać z psami.
14:00 Szlag by to trafił! Obiad!!! Szybko wstawiać obiad! Dzieciaki idźcie się bawić do innego pokoju, mamusia jest zajęta! No i przede wszystkim, bez sensu przecież pić kawę przed obiadem.
16:00, no ale się najadłam, zaraz pęknę..
Pozostaje tylko wyjąć pranie i wstawić kolejne, odlać wodę ze storczyków i trochę sprzątnąć i można by teoretycznie, powolutku, sączyć kawkę przed telewizorkiem…
– Mama kupa!
– Mama piciu!
– Mama pomóż mi szukać ludzika!
– Mama, ja nie umiem tego narysować…
19:00 Kąpiel, a właściwie cztery kąpiele. Trójka dzieci i na końcu ja, o ile wcześniej nie wciśnie się mąż. Z ubieraniem i suszeniem włosów to robota na bite dwie godziny.
21:00
– Mama płatki!
– Mama mlećko!
-Ja też chcę mleczko!
Dobrze, że włosy mam już umyte, będę mogła na spokojnie po kolacji wypić pierwszą poranną….
O cholera! Pranie! Trzeba jeszcze wyjąć pranie!
– Mama spać! Mama mlećko i spać!
No cóż, jeśli jakimś cudem uda mi się nie zasnąć na łóżku z dziećmi, to jest szansa, że… wywieszę kiszące się w pralce pranie.
Kawa w środku nocy, hmm… pomysł raczej średni, chyba sobie odpuszczę.
Jutro tez jest dzień!