EPIDEMY – CZYLI JAK PRZEŻYĆ OSPĘ
Ospa przewałkowała się przez naszą małą familię jak tornado. Zaraz po świętach chwyciła byka za rogi (czyli moje dwie starsze pociechy) i niezauważana rozwijała się spokojnie pod fioletową podkoszulką z myszką Miki, tudzież różowymi getrami w ko-ko-ciaki. Kiedy kąpałam Julcie w ulubionej żółtej wanience ze startymi już prawie rybkami, moją uwagę przykuły specyficzne gejzery, duże, różowe i idealnie okrągłe. O nie, tego nie dało się z niczym pomylić… Choć ospy nie widziałam jeszcze na oczy, nie dało się jej nie rozpoznać.
– Tato, mam ospę! Hura mam ospę!
Głośno pokrzykiwała podekscytowana i przeszczęśliwa Julka. W końcu był to taki poświąteczny prezent od Mikołaja, najlepszy jaki można sobie wymarzyć. Julka nie znała może typologii choroby, nie wykazywała się znajomością jej objawów ani przebiegu, ale na pewno wiedziała jedno – na ospę nie chodzi się do przedszkola co najmniej przez dwa tygodnie!
– Hura, Tato, Hura!
– Helenko Ty też masz ospę?
– Tak ja też ! Ja też!
Tego Helenka wiedzieć jednak nie mogła. Przecież nic jej jeszcze nie swędziało, nic jeszcze nie było widać… a jednak. Nie pomyliła się . Po zdjęciu koszulki wesoła gromadka bąbelków na tułowiu nie pozostawiała złudzeń.
No to się mamy. Nasze oczy z niepokojem kierowały się w stronę najmłodszego maluszka. Dzień pierwszy – nic… Dzień drugi – nic… Dzień trzeci…. W końcu przestaliśmy czekać. Ospa jednak nie odpuściła. Równo dwa tygodnie po dziewczynkach rzuciła się ze zdwojoną siłę na Kubę. Tak jakby chciała nam pokazać: „nie tak łatwo ze mną wygrać!„. Tak jakby nie wiedziała, że z góry skazana jest na porażkę.
O ile dziewczyny miały krost setki, to Kubuś chyba tysiące. Daliśmy radę. szkoda tylko, że ominęły go sanki, rodzinne imprezki i szkolna choinka. No ale cóż, na wojnie na imprezy się nie chodzi. No i takim to sposobem mieliśmy mała domówkę, ospa party trwająca prawie miesiąc czasu.
Poniżej zamieszczam dla zainteresowanych mały poradnik jak wojować z ospą czyli OSPORADNIK
Ospa zakaźną chorobą jest !
Krosty są.
Swędzi – zależy kogo (Kubuś nie spał dwie noce, dziewczynki tylko raz niedospały).
Sprawdzone w walce oprzyrządowanie – jakiś lek antywirusowy, puder z anestezyną i kropelki zmniejszające świąd (można Fenistil), na gorączkę i marudzenie jedynie Paracetamol.
Wizyta u lekarza – my nie byliśmy (ale nie było gorączki).
Czas trwania – 5 dni wysypuje, potem to musztarda po obiedzie. Samopoczucie – lepsze niż dobre, ewentualnie dzień lub dwa lekkiego marudzenia w krytycznej fazie choroby ( powtórzę again: odnosi się do przypadków klinicznych bez gorączki…).
Domowy areszt – około dwa tygodnie (niedługo potem byliśmy już na sankach).
Da się przeżyć – da.
Jest wesoło – jest.
Blizny – na razie brak.
Dokumentacja fotograficzna – super fotki i pamiątka na całe życie.
I na koniec kilka moich subiektywnych przemyśleń. Jak to starzy ludzie mawiają „Nie taki Diabeł straszny”. W końcu są duże gorsze choroby od tej całej nadto demonizowanej ospy, np… katar 😊 Każda mama, która w nocy przez sen wydmuchiwała dzieciom nosy doskonale wie o czym mówię. Pozdrowienia – czyli OSPOZDROWIENIA!
24.01.2018 Dama na Wsi