BIKRAM YOGA NA PRZYCZEPIE
Kiedy ćwiczyłam Bikram jogę, wieki temu, w 40 stopniach Celsjusza, w renomowanym ośrodku i w elitarnym towarzystwie, robiło mi się słabo…
Kiedy składałam słomę na przyczepie w zeszły piątek w 40 stopniach Celsjusza, w towarzystwie mojego husbanda i młodszej siostry, też robiło mi się słabo…
Kiedy ćwiczyłam Bikram Jogę przez półtorej godziny dwa razy w tygodniu, bo na więcej nie było mnie stać, byłam z siebie niesamowicie dumna i czułam jak wychodzi ze mnie moje wyższe ja tudzież prawie widziałam swoja aurę w lustrze siłowni..
Po godzinie składania słomy na rozżarzonej jak patelnia przyczepie moje wyższe ja chyba spadło pod podłogę, bo myślałam ze za chwilę albo ja również spadnę z tej przyczepy albo pobiję męża za zmuszanie mnie do iście niewolniczej pracy w tak ekstremalnych warunkach! Zresztą tego samego zdania była moja z krwi i kości siostra, także mąż cudem przeżył…
Kiedy padałam ze zmęczenia po ‘gorącej jodze’ na śmierdzącą podłogę siłowni, ociekająca potem i z mroczkami przed oczyma, przykryta równie mokrym i śmierdzącym ręcznikiem, byłam jednak szczęśliwa, że dałam radę. Może dlatego, że kosztowało mnie to 300 Euro na miesiąc, a może dlatego że ta dyscyplina sportu miała mnie uczynić lepszym człowiekiem (tak przynajmniej pisali w karnecie). Nie mogłam się doczekać następnego razu.
Kiedy padłam ze zmęczenia po składaniu słomy, w cieniu pod starą gruszką ukryta w pachnącym zbożu, ociekająca potem, brudna i z tymi samymi mroczkami przed oczyma, czułam że umieram i byłam wściekła na cały świat a zwłaszcza na mojego męża. Byłam wściekła, że czeka mnie jeszcze dziesięć takich przyczep…
Paradoks czy reguła?
Czy gdybym zapłaciła mężowi 300 Euro za tę atrakcję byłabym szczęśliwsza i odbierałabym to inaczej? Pewnie nie, bo byłabym tym bardziej wściekła że wyciągnął ode mnie kasę, którą mogłam przeznaczyć na nowe buty tudzież dentystę. Ale gdybym zapłaciła te same trzy stówki jakiemuś agroturystycznemu ośrodkowi za obóz treningowy „Nature” połączony z „ekstremalnym wysiłkiem gwarantującym ponowne dotarcie do swojego wewnętrznego ja’ o… … to już co innego…
Najwyraźniej świat jest takim jakim go widzimy.
Tak się tylko zastanawiam….
– Czy to moja naiwność czy my wszyscy dajemy się złapać w tę sama pułapkę?
Pułapkę wyemancypowanej współczesności która woli nazywać stare meble – antykami, a zniszczoną podłogę –Retro.
Od tego dualizmu rzeczywistości powoli zaczyna mnie boleć głowa. Czy składałam słomę na przyczepie, czy byłam na swoistym traktor party. Czy moja kuchnia nadaje się do remontu czy jest stricte industrialna, czy jestem brudna czy po prostu Naturell ? …. Ech życie…
14.08.2017 Dama na Wsi