BAŚŃ O HALLOWEEN
Dawno Dawno Dawno temu Zła Czarownica rzuciła na wioskę Czar zapomnienia. Wszyscy mieli zapomnieć o Święcie Dyni. Nie będzie już wesołych przebieranek i koszyczków z cukierkami, nie będzie kolorowanek z dynią i bluzek z nietoperzem. Czarownica była bardzo bardzo Złą czarownica i nie lubiła dziecięcych uśmiechów ani naigrywania się z jej profesji. Jej czary były bardzo bardzo silne i objęły swoim działaniem całą wioskę. Dotyk zapomnienia nie ominął ani Pana Doktora, ani Pani Nauczycielki, zakradł się do domu Rolnika i do sklepu Pani Sprzedawczyni. Jednej rzeczy Zła Czarownica nie była w stanie uczynić. Nie była w stanie zaczarować dzieci. Serca dzieci złem nieskalane, niewinne i czyste, odporne były na jej czary. Tym bardziej jednak Święto było smutne, bo od tamtej jesieni dzieci osamotnione chodziły po wiosce z koszyczkami, do których nikt nie wrzucał cukierków. Dorośli widząc ich śmieszne przebrania wcale się nie śmiali a jedynie robili dziwne miny, i wszyscy wokoło zajęci byli tysiącem rzeczy przeróżnych, tak jakby dzień był zupełnie zwyczajny….
HALLOWS’ EVE CZYLI ŚWIĘTO ZAKAZANE
Kiedy w ubiegłym roku Panie z przedszkola zapomniały świętować dzień Halloweenowych przebieranek wbrew ich oczekiwaniom dzieciom nie umknęło to niezauważenie.
– Mamo czemu w tym roku nie świętowaliśmy Halloween? Co się stało z Halloween? To już po?
Dzieciom tak łatwo nie przetłumaczysz, co innego dorośli. Świętujemy, OK! Zakazali, też OK, ważne, żeby na chleb było. Ale z dziećmi takie gierki nie przejdą. Raz można , raz nie można… o nie! Co to to nie!!
Nie to, żebym jakoś wdrażała dzieci w świat Halloweenowych zwyczajów. Bez podtekstów. Mieszkałam wprawdzie przez lat wiele w krajach anglosaskich, zamorskich i tych bliższych choć niemniej zamorskich- celtyckich, skąd zresztą Święto się wywodzi. Widziałam więc od kuchni z czym to się je, a z czym nie. Widziałam gromady roześmianych dzieciaków przebranych za księżniczki, duszki, batmanów, i innych mniej lub bardziej strasznych bohaterów. Widziałam wszechobecne lampiony z dyni i kilometry sztucznych pajęczyn. Do pracy przebierałam się za wiedźmę (o ile to było przebranie: )), bo przebierali się wszyscy, ogólnie było zabawnie, wesoło i bajecznie kolorowo. Takie Halloween obchodzili w Irlandii i takie w Ameryce, a u nas dzieciom zakazali… choć dynie w tym roku obrodziły, a pajęczyn w domu tez mi nie brakuje. Podkreślę ponownie, że ja dzieciom o Halloween nic nie mówiłam, żeby nie było, to siedziałam cicho jak mysz pod miotłą. Wiedziałam bowiem, że Polska to Polska. One jednak jakimś cudem wiedziały wszystko, i o przebraniach i o cukierkach i o chodzeniu po domach.
Cos mi się wydaje, że Polacy jak to Polacy, podeszliśmy do sprawy aż nazbyt ambitnie. Dorobiliśmy do zabawy legendę, która z tym Świętem nie miała nigdy nic wspólnego, wzięli je na swój użytek przedstawiciele kultów, którzy nigdy nie powinni się do niego dobrać. I stąd cały kłopot. To my Polacy sami narobiliśmy sobie galimatiasu. Bo w oryginalnym celtyckim święcie nie o to przecież chodzi. Anglosaskie Halloween to święto wesołe a nie straszne. Ludzie przebierają się za zmory potwory, żeby duchy odstraszyć a nie zachęcić. Zresztą w Meksyku, w samo Święto Zmarłych przelewają się ulicami parady ludzi przebranych za śmierć i kościotrupy, ale że się to Halloween nie nazywa to i nikt tego nie potępia. Lampion z dyni, tak wszechobecny w październikowym święcie, niegdyś robiono z rzepy. Miał rozświetlać drogę, stanowić wskazówkę dla błąkających się dusz i odstraszać złe duchy. Brzmi znajomo? Za czasów Słowiańskich Dziadów nasi przodkowie rozpalali na cmentarzyskach ogniska właśnie po to, żeby zbłąkanym duszom wskazać drogę. Tradycja przetrwała, tyle, że dziś zapalamy znicze. Sama nazwa święta Hallows’ Eve to prostu Wigilia Wszystkich Świętych.
Mogłabym wiele jeszcze mówić, ale nie w tym rzecz. Bo to, że pewne sekty w naszym kraju przejęły i zmieniły niektóre zwyczaje na swój użytek i Halloween celebrują po swojemu, to niestety prawda, ale co się stanie jeśli na swój użytek przerobią także i inne Święta? Też przestaniemy je obchodzić? Mamy tak po prostu odpuścić?
Wracając do meritum, dzień przed wyczekiwanym Świętem Dyni córeczka woła:
– Mamo, mamo jutro Halloween, przebierzemy się, będziemy zbierać cukierki?
W międzyczasie dzwoni mama koleżanki
– Ty! Przebierają się jutro? Bo moja wyciąga strój czarownicy?
– No wiesz nie wiem, u nas w przedszkolu wiesz jak jest… Ja swoim dam kapelusze, żeby im nie było smutno.
Oczywiście wszystko w Mega konspiracji. Cały wieczór moje pociechy rysowały Halloweenowe laurki, które miały dać w nagrodę tym , którzy obdarzą je cukierkiem. Nie miałam serca wspomnieć, że cukierków za wiele nie będzie.
Kiedy mąż zaprowadził dzieci do przedszkola, oczywiście w kapeluszach czarownicy, Panie jakby zbladły…
– Ale ,ale… u nas się nie obchodzi, ale….
Nie było ani jednego uśmiechu na twarzy. Pani Dyrektor napomknęła nieśmiało:
– Ale my przecież ustaliliśmy, że my się przebieramy na Andrzejki.
No i tyle było Świętowania w przedszkolu. A ponoć otwieramy się na Świat.
Po południu dzieciaki poszły jeszcze do dziadków i wujostwa z koszyczkami po cukierki, i choć nalegały na obchód po sąsiadach, ja poniekąd obawiając się niezrozumienia ostudziłam ich zapał.
– No wiecie inni mogą nie znać tej tradycji. To niedawny zwyczaj. A w przedszkolu Helenko, w przedszkolu wszyscy się przebrali?
– No nie. Nie wszyscy. Kaśka to mówiła , że to Święto to się obchodzi w innych krajach i w miastach, a nie na wioskach. Ale wiesz co? Ja się przecież urodziłam w Warszawie , to mogę obchodzić co nie? A za rok mamo to pojedziemy do Lublina! Tam może więcej ludzi zna tą tradycję i będzie więcej cukierków!
Brawo za podejście! I to mi się podoba!
02.11.2018 Dama Na Wsi