MORNING COFFEE
Kiedyś pijałam Starbucksa. Szczytem marzeń była dla mnie rano caramel latte i bez niej czułam się jak bez ręki. Pijałam Starbucksa w Charleston, Warszawie i Nowym Jorku. Wierna marce. Okazjonalnie w Dublinie, bo nie wszędzie były.
Piękne to były chwile kiedy nad stertą czasopism w Barnes and Nobles i z wielkim kubkiem kawy w ręku kreśliłam w wyobraźni moją niechybnie świetlaną przyszłość wielkiej restauratorki. Specyfikiem zwanym Chai latte nagradzałam się po półgodzinnym speed walking na gorącej i parnej i very pleasant wyspie Mount Pleasant. Coffe everywhere.
Kiedyś w centrum handlowym, jak zwykle pochylona nad stertą kolorowych magazynów dekoratorskich, spędziłam uroczą i miłą pogawędkę z super przystojnym żołnierzem który akurat stacjonował w Charleston i akurat miał również niezrównaną ochotę na posiedzenie ze Starbucksem nad stertą czasopism, tyle że muzycznych. Pamiętam do dziś tego młodzieńca ze względu na bardzo pozytywne efekty wizualne 😊
Pamiętam też jak budziłam się ospale na weekendowo-wylotowych wypadach do NYC i w hotelowej rzeczywistości mój ukochany pytał czy przynieść mi rano kawę na śniadanie, bo on zawsze pił. Potem schodził na dół i gdzieś za rogiem zakupywał pysznie i cynamonowy pachnący bagel a do tego przynosił aromatyczną latte. Bezcenne wspomnienie.
Takich jak ja jest wielu. Piją kawę w pracy, w domu, w szkole i nie czytają coraz to nowych rewelacji medycznych na jej temat , bo wiedzą że i tak będą ją pić.
Miałam nawet swoją kawiarnię, w której spijałam do pięciu kaw dziennie, i wiecie co… zamknęłam ją. Wystąpił znany syndrom barmana😊
Dziś piję kawę z ekspresu w pracy, rozpuszczalną w domu, a na przerwie chodzę bo zimny napój kawo-podobny do pobliskiego spożywczaka. Paradoksalnie ten napój w plastykowej butelce smakuje mi tak samo dobrze jak najwyborniejsze specyfiki z najlepszych sieci kawiarnianych. A kosztuje niewiele ponad dwa złote, czyli coś na moją kieszeń… I to ta a’la kawa jest dzisiaj dla mnie wyczekiwaną nagrodą za nieprzespane noce, przepracowane przedlunchowe godziny i krople potu w letnim skwarze. To ona czeka na mnie w samochodzie na mój powrót do domu, to z nią siedzę na huśtawce pilnując dzieci i to ona daje mi rano glukozę na rozruch. Znowu pozostaję wierna marce.