EPIZOD 19 – RAMONA
Ramona Maria Escobar, najmłodsza i najładniejsza z rodziny Escobarów była dobrą i pracowitą dziewczyną.
Wstawała codziennie o szóstej trzydzieści, gdy rozespane słońce leniwie wznosiło się nad rozgrzane uprawy, żeby wyprawić do szkoły troje małych siostrzeńców. Zaraz potem podawała śniadanie dla reszty rodziny i piła pierwszą poranną Kolumbijską kawą. Dziewczyna powoli sączyła gorzki pachnący napój, podczas gdy jej babcia zapała swoje pierwsze cygaro leniwie bujając się na ratanowym fotelu. Mocna i gorzka kawa budziły dziewczynę do życia i otrzeźwiały jej ciało z resztek alkoholu i wczorajszej marihuany. Na te kilkanaście godzin w ciągu dnia dziewczyna musiała bowiem szybko przepoczwarzyć się, ze swej nocnej kociej postaci, w siostrę, wnuczkę, córkę i szwaczkę.
Każdego dnia kobiety zasiadały do maszyn w małej drewnianej przybudówce i przez dziesięć godzin kroiły, fastrygowały i zszywały niemowlęce ubranka. Wilgotność powietrza i stęchlizna niewietrzonej przybudówki kleiły włosy kobiet i spływały potem po plecach. Wprawione ręce szwaczek co kilkanaście minut rozprostowywały palce i wycierały pot w ścierkę, wprawne nogi tańczyły na stopkach maszyn prawie jakby znów był karnawał, i tylko szyja bolała od pochylania głowy nad ściegiem. Maszyna wybijała rytm inny dla koszulki, inny dla sukienki i spódniczki,
brzęczała i stukała w zacisznej przybudówce i śpiewała sobie tylko znane piosenki, i zgrzytała w swoich starych nienasmarowanych miejscach, dzień w dzień upominając się o chwilę troski…i tak aż do wieczora.
Przez ostatnie miesiące Ramona żyła jednym wielkim marzeniem, marzeniem z którym się jednak z nikim jeszcze nie podzieliła…, marzeniem, które się nazywa Ameryka.
Dla tego właśnie snu dziewczyna co wieczór rozczesywała zlepione potem, lśniące kruczoczarne włosy, perfumowała spracowane ciało i malowała pełne latynoskie usta błyszczykiem. Dla tego marzenia spędzała długie godziny w pobliskim grillbarze i wyginała biodra w rytm godowej samby wprost przed oczyma spragnionych wrażeń turystów z północnej części globu… Ramona oddawała część zarobionych pieniędzy swojemu opiekunowi Ricardo, a część skrupulatnie odkładała na konto, z którego nie wyciągnęła jeszcze ani grosika, oprócz tego dnia kiedy miał przyjechać Jerry i chciała sobie kupić nową bieliznę. Wszystkie wieczory w grillbarze wyglądały podobnie, dla dodania sobie humoru dziewczyna pochłaniała kolejne drinki, aż przestawała się sama siebie onieśmielać, rozchylała dekolt maksymalnie opiętej bluzeczki i szła do klienta.
Facet zwykle był starszy, najlepiej Amerykanin, i przyjeżdżał w interesach, szukał towarzyszki na długie kolumbijskie wieczory i choć nie zawsze było to powiedziane wprost to oboje wiedzieli, że on zdejmie jej w końcu opiętą bluzeczkę, a ona wzbogaci się o plik szeleszczącej waluty.
Jer, jej słodki kochany Gatto. Był zupełnie inny od rzeszy podstarzałych donjuanów, z którymi musiała się co wieczór zadawać w barze, czuły, wyrozumiały, słodki i sprawiał wrażenie takiego samotnego. Świetnie się rozumieli i Ramona czuła, że to coś więcej niż tylko przelotna znajomość, że on jej tam potrzebuje, a ona, jak tylko uda jej się wyjechać, spędzi z nim cale życie w jego ogromnej, czystym i pełnej nowoczesnych gadżetów willi.
Wiedziała też już, że będzie tam stała nowoczesna maszyna do szycia, na której ona będzie mu zszywała jego markowe koszule i skracała przydługie spodnie, tudzież szyła kolorowe firanki.
To czego nie wiedziała, to to, że Gatto podarte koszule wyrzuca do kosza a w oknach wiesza jedynie rolety. To czego nie wiedziała to to, że słodkich Ramon w jego życiu jest wiele, a on pochłania ich młodość radość i chęć życia wyjątkowo łapczywie; że za te kilka dolarów wydanych na drinka i nową sukienką wysysa z dziewczyn o wiele więcej miłości i oddania niż nakazuje to zwykła ludzka przyzwoitość. Gatto Jer był w końcu urodzonym biznesmenem i mistrzem dobrych interesów.
04.10.2017 Dama na Wsi