ALEX GROSS
Sobota Rano na wzgórzu LA. Laurel siedzi nad talerzem naleśników, bo nie zamierza go zjeść, i sprawdza czy ktoś napisał może coś o niej lub o jej klientach. Niby wszystko w najlepszym porządku, American pancakes z bekonem i syropem klonowym na śniadanie. Full wypas i wygląda pysznie, tyle, że chudziutka Laurel jak zwykle nic nie zje, bo w sumie jest na diecie, a w zasadzie nie jest głodna. Zresztą po wczorajszej nocy w night clubie i tak nie jest w stanie niczego tknąć. W klubie było w sumie fajnie, tylko w zasadzie niczego nie pamięta. Puste oczy starają się namierzyć jakiś punkt oparcia w dzisiejszej rzeczywistości, ale brak możliwości skupienia jakichkolwiek receptorów na jednym punkcie i rozchwiane układy centralne po bardzo intensywnej nocy skutecznie jej to uniemożliwiają.
Jake, który siedzi przy basenie nie jest jej chłopakiem ani nawet znajomym, Susana unosząca się na lustrze wody jej kimś kogo Laurel rozpoznaje na ulicy, ale nie żywi do niej jakiejkolwiek patii (ani anty ani symp). Ściskany w lewej ręce smartfon daje jej sztuczne poczucie stabilizacji i przynależności gdzieś… do kogoś…więc zmęczona Laurel nie ma potrzeby zagajania bezsensownej rozmowy z przypadkowymi gośćmi w jej domu. Jedyna rzecz, która w tym domu jest Laurel znana i bliska to ten kubek kawy po prawej stronie i zestaw sztucznych śmietanek.
Niby wszystko gra za żywopłotem na wzgórzu, tylko gdzie są wszyscy? Gdzie szczekają małe zupełnie nierasowe psy i gdzie leża te ponoć wszędobylskie zabawki? Gdzie są rozbiegane, brudne i rozczochrane dzieci i gdzie siedzi niedomyty, nieogolony i ziejący nieświeżym porannym oddechem mąż. Nie, tu nie ma na to miejsca, u Laurel w domu wszystko jest w końcu w porządku, w idealnym porządku. Tylko czy to na pewno dom?
Malarstwo Alexa Grossa jest czymś więcej niż tylko sztuką. Jest opowieścią o ludzkim ja. Jest psychoanalizą współczesnej społeczności z jej odwiecznymi dylematami, fascynacjami i nałogami.
Malarstwo Alexa Grossa to nasz autoportret bez konieczności pozowania, to zdjęcie wykonane bez aparatu fotograficznego i to opowieść napisana bez użycia słów.
Nie ma chyba artysty, który potrafiłby równie wiernie ukazać ludzkie słabości, oczywistości i rozterki malując jedynie statyczne modele homo sapiens. Nie ma chyba fotografa, który potrafiłby wykonać lepsze zdjęcie ludzkiej duszy. Nieodwołalnie zafascynowana malarstwem Alexa podążam za jego wizjami niemal codziennie by odzyskać zachwiana równowagę, by zrozumieć niedopowiedziane i by przypomnieć sobie to, co zdążyłam zapomnieć o ludzkich ułomnościach i wybrakowanym perfekcjonizmie.
Powalający estetyzm jego prac otwiera mój ponury biurowy dzień magią kolorów i światła. Daje mi porcję słońca, porcję barw; i wreszcie porcję kolorowych niewiadomych dla treningu substancji szarej.
Bon appetit!
02.05.2017 Dama na Wsi