Śmierć na Boże Narodzenie
Poród i zgon, przyjście na świat i z niego zejście. Dwa przeciwstawne wydarzenia ale jakże podobne. Myślałam niegdyś, że śmierć to ziewnięcie, zamknięcie oczu i wstrzymanie oddechu. Ot tak, bez bólu i bez świadomości umierania. Tak jak się to widzi filmach, a raczej bajkach dla dorosłych. W rzeczywistości śmierć, ta naturalna, to proces długi i bolesny. Tak jakby ciało chciało dać nam poczuć po raz ostatni ból istnienia. Tak jakby każda komórka, każdy Twój molekuł, chciał zawirować po raz ostatni na najszerszej orbicie, tak jakby ciało chciało zawyć „Poczuj mnie jeszcze raz, poczuj mnie całą sobą !” . Widziałam śmierć babci… Widziałam to duże słowo, bo nie byłam przy niej nonstop podczas kilku dni umierania, ale wystarczająco często by powiedzieć „Doświadczyłam”.
I nie, nie spodziewałam się, że to będzie tak wyglądać. Choć czytając podręcznikowe opisy ta śmierć wyglądała ‘podręcznikowo’ . Kilka dni agonii i osunięcie się w nicość..
Kiedy najbliższa osoba jęczy z bólu wręcz sam chcesz ją tam wypchnąć, w niebyt, gdzie nic już nie boli. Wiesz, że przekroczyła już granicę bez odwrotu i modlisz się tylko by jej cierpienie wreszcie się skończyło. A kiedy się już kończy… płaczesz. I tak w skrócie wygląda śmierć. Jak na filmie, tylko bohaterowie są bardziej realni. Twarz każdej staruszki wygląda wtedy tak samo. Pamiętacie obraz Krzyk Muncha? Dokładnie tak wygląda śmierć.
Umieranie i rodzenie się, wydarzenia niby tak różne a jednak prawie identyczne. Długie godziny wzmagającego się bólu i natychmiastowa ulga. Wydarzenie transcedentalne. Narodzenie się do nowej rzeczywistości wymaga od nas niebywałego poświęcenia. Ostatnie tchnienie mojej babci i ten święty wręcz spokój na jej twarzy odruchowo przypomniały mi chwile po urodzeniu dziecka. Wtedy też spływa na nas natychmiastowa błogość i wytchnienie. Różnica jedynie w tym, że na Ziemi rodzi się ciało, a w zaświatach rodzi się dusza. Ból ten sam; miejmy nadzieję, że szczęście z tego nowego Narodzenia też to samo.
I niech nam ta nowonarodzona Babcia kochana, w tym jej niebie wyczekanym, wzrasta i niech nam się cieszy, i niech śpiewa z Aniołami najpiękniejsze kolędy. Na to jej wyczekane Boże Narodzenie, wreszcie znowu w domu…