LEKCJA SAVOIR VIVRE – U NAS SIĘ TUTAJ NIE JADA…
Byliśmy wczoraj u znajomych. Całą rodziną u całej rodziny. U nas gromadka maluchów, u nich gromadka. U nas rozbiegane wkoło domostwa psy, tudzież inne zwierzęta hodowlane, u nich jednakowoż. Idealne dopasowanie. Rodzinka uśmiechnięta, dom lśniący, dzieci zadbane. U nas gromadka niebieskookich blondwłosych aniołków, u nich też. Istne Los Angeles na wschodzie, raj na ziemi, rzekłbyś utopia wcielona!
Ach cóż to był za dom! Tu dopiero zapiera dech w piersiach! Meble i ściany lśniące od nowości-białości-czystości i pomimo trójki rozbieganych maluchów nie widać śladów kredek na śnieżnobiałych ścianach, zabawki posegregowane idealnie w pudełka i nikt nie spada ze spiralnych schodów. Świat, o którym ja mogę tylko pomarzyć. Poniekąd miałam wrażenie, że to chyba sen!
Po kilku słowach powitania zasiedliśmy do wspólnego poczęstunku. Moje dzieciuszki pączuszki już dorwały się łapczywie do kanapek i z rączkami upacianymi w pasztecie maszerują w stronę pudła z klockami. Wtedy właśnie Pani domu zwraca delikatnie uwagę:
– „U nas się tam nie je, jedynie przy stole”.
OK, zawracam więc dziewczynki i zwracam uwagę, żeby skończyły jeść przed zabawą. Fakt faktem mój dobry nastrój już szlak trafił, bo nie jestem w stanie się zrelaksować jednocześnie pilnując czy moje dziewczynki malinki nie pociapią przypadkiem czyściutkiej sofy gospodarzy swoimi umamlanymi w czekoladowych piernikach paluchami.
Wchodzimy na górę, znaczy dzieci a ja za nimi, bo boję się, że pospadają z pięknych spiralnych schodów. Chce mi się kawy i burczy mi w brzuchu, bo ze stresu nic nie zjadłam. Ale jak tu poprosić o kawę, jak na górze się pewnie w tym domu nie jada! Znowu narobię obciachu! Długo na górnym poziomie nie zabawiliśmy bo moje dzieciaki nieopatrznie siadały na łóżkach junior- gospodarzy i chciały bawić się nieswoimi zabawkami. Z płaczem więc schodzimy z powrotem na dół, do świata Dorosłych.
Dzieci łapią za ciasteczka i pogryzają eko-czipsy.
Kiedy już najedzone biorą się za kolorowe kubeczki z piciem, w ferworze zabawy moja paniuszka pączuszka znowu jedzie!… z kubkiem na dywan… Co gorsza jej się troszkę walało… ups…
Mały, dwu-circa-trzyletni mieszkaniec domostwa, obserwujący wszystko ze spiralnych schodów, szybko zwrócił swojej mamie uwagę w jej ojczystym germańskim języku, że dziewczynka znowu essen tudzież trinken, tam gdzie się nie trinken. Na co Pani domu ponownie, spokojnym, choć już nieco bardziej zirytowaym tonem, zwróciła uwagę, że:
– „U nas się tutaj nie jada!”
Co gorsza mały szpicel schodzi z tych gładkich spiralnych schodów , podchodzi do moich małych zajętych klockami brzdąców, rozdziawia paszczę i pokrzykując zaczyna dochodzenie:
– „Kto to wylał? No kto to wylał? Może Ty? No? A może Ty? No kto to wylał?”
Moje pączuszki zwinęły uszy po sobie i udają, że nic nie słyszą składając nerwowo klocki. W obawie, że sprawca zostanie wykryty nikt się nie odzywa, włącznie ze mną. Nerwowe napięcie rozładowuje ojciec chłopca, który tłumaczy mu, również w germańskim narzeczu, że nichts passiert.
Moje dzieciaki nie mówią już nic, no bo trochę strach. Dopiero w domu, po cichutku, myszka szepnęła mi do uszka, że tego chłopczyka to ona nie chce za męża…
Suma summarum cieszę się jednak z tej wycieczki. To była ważna lekcja, na której zrozumiałam, że naprawdę lubię te moje stare pozdzierane podłogi, resztki jedzenia na kuchennym pobabciowych stole przykrytym staromodną i pociętą przez dzieci ceratką, ściany w salonie pomazane w esy floresy…
Kiedy poprzekładałam już dzieci do łóżeczek i posprzątałam ( w swoim znaczeniu tego słowa) moją starą i nielśniąca kuchnię, poszłam do salonu gdzie mój mąż bezczelnie pił melisę i jadł paluszki. I wiecie co? Naprawdę ucieszył mnie ten widok. Bo jak powiadają znawcy tematu:
„Wolnoć Tomku w swoim domku!”
03.07.2017 Dama na Wsi