PO DRUGIEJ STRONIE LUSTRA
I saw my Guarding Angel
Widziałam mojego Anioła Stróża, we śnie.
Nie, nie poznałam go od razu, miał więcej zmarszczek i dłuższe włosy. Gdy spotkałam go kilka, może naście lat temu, we śnie of course, wyglądał jak Młody Bóg. Jasny blondyn o głębokich niebieskich oczach i ciele Apolla zapewniał mnie, że jest przy mnie zawsze, że nic mi się nie stanie. Chodził zawsze z kolegą, przystojnym jak Keanu Reaves brunetem- Aniołem Śmierci- tak go przedstawił. Zapewniał, że pilnują mnie w duecie, że są zawsze razem. Nie nosili ubrań, ale jakoś mnie to nie zdziwiło, w końcu Anieli chyba ubrań nie potrzebują. Myślałam, że mój śliczny bodyguard będzie zawsze taki piękny i młody, w krainie wieczności, a tu surprise. Przybyło mu strapień chyba i zmarszczek, na skroni pojawił się siwy włos, choć nadal równie piękny i oczy równie niebieskie. W pierwszej chwili zastanawiałam się kto to w ogóle jest i skąd ta poufałość.
Mieszka teraz w artystycznej chacie z artystyczną rodziną chyba siostry, o ile Anioły mają siostry?
Domek całkiem w moim stylu, retro meble pomalowane na najróżniejsze barwy, do ścian poprzyklejane próbki tapet, które Pani Domu wybiera na dużą ścianę salonu. Schody wyłożone artystyczną mozaiką i galopujące wszędzie konie. Weszłam tam na chwilę, w tym moim śnie, tak jakby przypadkiem i zadziwiło mnie całe to ciepło i swojskość wiejskiej kolorowej chaty. Tak, podobało mi się tam. Pani Domu, długowłosa blondynka i nieco ‘zakręcona’ mama gromady rozbieganych dzieciaków snująca się po domu w długiej białej nocnej koszuli, zapytała mnie, którą tapetę wybrać. Wskazałam jedną z trzech, z kolorowym motywem graficznym.
– Też o tej myślałam – powiedziała mama – Zostaniesz z nami?
Zaskoczona, choć pozytywnie, zapytałam, czemu?
– Bo do nas pasujesz…
Pomyślałam, że bardzo chciałabym zostać, ale tam (tu) na mnie przecież czekają dzieci, mąż, choć nie tak Anielski, a jednak mąż, że może w innym życiu…
Potem zobaczyłam jego. Stał w kąciku, chyba z pędzlem w ręku, w ogrodniczkach i uśmiechem na twarzy. Dłuższe blond włosy luźno spadały do linii ramion, twarz nieco już usłana zmarszczkami, choć niezwykle piękna, i ciało Apolla. Podszedł do mnie tak jakby mnie znał od lat. Pomyślałam, że gdzieś już go widziałam. Wtedy nadbiegł rozpędzony koń. Odsunęłam się odruchowo, bo trochę boję się koni, a on złapał go i zaczął przytulać. – Nie bój się, zobacz
Ogier łasił się do niego jak pies.
Wtedy go rozpoznałam. Uśmiech, twarz, to ciepło… to się przecież nie zmieniło. Przybyło zmarszczek, ale któremu z moich mężczyzn nie przybyło zmarszczek. Zwłaszcza po tylu latach. Ile się biedaczysko musiał nadenerwować, nagderać, natłumaczyć, a rezultaty…hmm…
Miło jest wiedzieć, że tam gdzieś czeka na mnie ta piękna, ręcznie malowana wiejska chata z wytapetowanymi ścianami, i ta zwariowana rodzinka. Miło jest wiedzieć, że gdzieś jednak pasuję, i że ktoś nade mną czuwa. Pomimo moich wad i błędów, że akceptuję mnie taką jaką jestem i że gdzieś tam szykuje dla mnie ciepłe gniazdko.
Gdzieś tam, po drugiej stronie lustra…
24.02.2017 r. Dama na Wsi
bardzo fajne