Syndrom ostatniej ławki
Jestem tu tylko na praktykach ale czuję się jakby znowu była to moja ławka. Pamięć organizmu? Dziewczyna przede mną ma ciemne kręcone włosy, widzę tylko jej szyję i zapięcie łańcuszka.
Czy lubiłybyśmy się? Czy byłaby moją najlepszą przyjaciółką?
Jako praktykantka siedzę w ostatniej ławce, jak klasowy bandzior. Trzydzieści lat temu rezydowałam w pierwszej jako czołowy kujon, członek najwyższej szkolnej kasty. Może dlatego nie do końca się tu odnajduję a raczej nie do końca odnajduję tu moją rację bytu.
Niby ta sama szkoła a jakaś nie ta sama. Z perspektywy ostatniej ławki świat wygląda inaczej. Wzrok nie skupia się jedynie na tablicy lecz jest rozproszony widokiem innych ławek, postaci, przekroju pomieszczenia. Zmysły zmuszone są wręcz do podążania za każdym szelestem przekręconej kartki, kolorem butów i toreb, widokiem kołyszących się gałęzi za oknem.
Ciężko być prymusem w ostatniej ławce.
Widzisz wszystkich, ale nikt nie widzi Ciebie. Skazany na klasowego outsidera. Może dlatego rezydenci ostatnich ławek wychodzą poza szkolne normy zachowania i za wszelką cenę starają się zwrócić na siebie uwagę. Wreszcie to do mnie dotarło.
Tak jak pierwsza ławka nobilituje, tak ostatnia robi z Ciebie klasowego łobuza, o ile wcześniej nie wyjdziesz niepostrzeżenie tylnymi drzwiami.
Szkoda, że zajęło mi to aż trzydzieści lat, żeby wreszcie zrozumieć właściwą definicję szkolnych „klas”.